Jak pewnie zauważyłyście, w kwietniu ubyło notek, w maju pewnie też zbyt wiele ich nie będzie, muszę nadgonić kilka zaległości w życiu. Poza tym powiem wam super szczerze, ale zupełnie nie chce mi się czytać mang. Ani komiksów. Książki bym za to wciągała jak wygłodniały narkoman na imprezie. Ten zastój przerwała naprawdę dobra tajwańska powieść, Raj pierwszej miłości Fang Si-chi, której możecie wypatrywać w drugiej połowie maja.
Czytaj dalejTag: przeczytane
Przeczytane: marzec 2023
Niełaskawy był ten marzec, co to ciśnienie robiło, to ja nawet nie. Na szczęście były książki i mangi. One rozumieją, nie oceniają!
Czytaj dalejPrzeczytane: styczeń 2023
Nowy rok, nowa ja, stare nawyki czytania więcej niż to rozsądne (a przynajmniej tak mi mówią).
Czytaj dalejPrzeczytane: grudzień 2022 + podsumowanie
Przy okazji grudniowego podsumowania, zapraszam was również, po raz piąty, na roczne, czytelnicze podsumowanie, kiedy to możecie pomyśleć, że nie jest z wami tak źle, ponieważ macie życie poza książkami, komiksami i mangami. Indżoj.
Czytaj dalejPrzeczytane: październik 2022
Dwa wyjazdy, jeden po drugim, Pasja Minicon już za rogiem… przyznaję, sił mi starcza głównie na tajskie dramy. Poza ciągle obecnym Love in the Air (zostały jeszcze tylko dwa odcinki, dwa! Co ja będę potem oglądać??), złapałam również za Lovely Writer, z polecenia Armii radośnie macham nóżkami, oglądając autorskie męki pisarza fantasy, którego jedyna powieść z gatunku boys’ love, jaką napisał, zrobiła się szalenie popularna, dostanie serial, a wydawca stwierdził, że w sumie przytuliłby więcej jego prac spod gwiazdy fabuł o kochających się chłopcach. Problem w tym, że nasz autor, no cóż, ma zerowe doświadczenie w romansie jakimkolwiek i zupełnie nie czuje gatunku. Na szczęście – się zakocha. Ach, dramy. Miód na zmęczoną, ostatnią komórkę mózgową!
Ponieważ wtorek wypada 1 listopada, podsumowanie leci w wasze rączki dzień wcześniej.
Czytaj dalejPrzeczytane: sierpień 2022
Mało mnie tu było w sierpniu, głównie przez wyjazdy bądź prawie-wyjazdy. A ja nie umiem radośnie klepać w klawisze w drodze, nad czym chyba będę pracować w czasie kolejnych dwóch wypraw – bo znowu mnie wywieje do drugiej połowy kraju, na dodatek dwukrotnie.
Czytaj dalejPrzeczytane: lipiec 2022
Tak wyszło, że mój lipiec był okropny, na dodatek wydawał się trwać trzy miesiące. Przyznaję, uciekłam w mangi i książki popularnonaukowe. Te drugie przyniosły zupełnie innego rodzaju ukojenie – eseje Johna Greena pełne są niepokoju, fiksacji, lęku o przyszłość, ale w jakiś sposób również nadziei, a opowieści o Arktyce i Antraktyce Mikołaja Golachowskiego pozwalają na trochę zapomnieć i wyjechać w wyobraźni gdzieś daleko.
Czytaj dalejPrzeczytane: czerwiec 2022
Miesiąc nieco pod znakiem re-readów, zupełnie niezamierzonych: najpierw zatęskniłam za wprowadzającym do serii Alpha & Omega opowiadaniu Patricii Briggs, tym o Annie i Charlesie, a potem za Cry Wolf, czyli pierwszym tomem tej serii. A gdy szukałam czegoś ciekawego do przeczytania, takiego w stylu Burn for Me Ilony Andrews, przyjaciółka mnie wyśmiała i zapytała, jak długo zamierzam udawać, że nie przeczytam po raz milion pięćsetny pierwszej książki o przygodach Nevady i Mad Rogana. No po tym przytyku to długo nie udawałam. Co do reszty nie mam wytłumaczenia, nie wiem, co tu się zadziało…
Czytaj dalejPrzeczytane: maj 2022
Nie pytajcie, nie mam pojęcia, kiedy udało mi się tyle przeczytać. Fakt, wybierałam lektury dość, powiedzmy sobie szczerze, łatwe, proste i wchodzę w zasadzie same i bez większego problemu, tym razem ponownie pełniły charakter odskoczni od innych, bardziej wymagających lektur. Niczego nie żałuję. Choć przyznam, że paczka z komiksami recenzenckimi, jaką dostałam pod koniec miesiąca, sprawiła, że porządnie zbladłam. Czas będzie nadgonić zaległości jakimś sprintem przez Spider-Many czy coś.
A wy? Znalazłyście i znaleźliście coś ciekawego do przeczytania, obejrzenia albo ogrania?
Czytaj dalejPrzeczytane: kwiecień 2022
Mój kwiecień był ciut szalony, ale spędzony w towarzystwie czytnika i e-mang czytelniczo wyszedł całkiem przyzwoicie. Coraz bardziej bogata cyfrowa oferta tych ostatnich doskonale wpływa na kondycję moich półek, a jeśli trochę się ogarnę, to, słuchajcie, może nawet znajdę podłogę. W ramach celebracji tego wspaniałego stanu nabyłam na lotnisku książkę, ignorując zupełnie fakt, że miałam przy sobie pełen pysznych książek czytnik. Wymówkę mam jedną: taka tradycja. (To nieprawda, ale cii). A książka? Nie chcą mi jej przecenić na Amazonie, ani wydać jej w naszym kraju, a czekanie już mi się znudziło. Tak więc sprawdzę sobie, czy Cinderella is Dead zasługuje na te wszystkie miłe słowa, którymi ją opisują.
Czytaj dalej