Danmei a sprawa chińska. BL przyjeżdża do Chin na wakacje i już tam zostaje

Wśród różnych możliwych do eksportu towarów Japonia zdecydowanie wie, jak sprzedać innym przede wszystkim własną kulturę – zwłaszcza mangę i anime w jej przeróżnych odmianach oraz gatunkach. To miękka władza (soft power), jaką powoli w zglobalizowanym świecie gromadzi w swoich rękach, a my nie dość, że się nie bronimy, to zazwyczaj chcemy jeszcze. Do Chin trafiły również, ale w tymże kraju ze względów politycznych owo pragnienie „dajcie wincyj” zderza się często z pozostałym po drugiej wojnie światowej oraz wciąż podsycanym resentymentem.

Fanart z najbardziej puchatego konta na Twitterze Baby Ferret Dianxia

Kontekst

Współczesna japońska popkultura trafiła do Chin dopiero po Rewolucji kulturalnej (1966–1976), a dokładniej po podpisaniu przez Deng Xiaopinga – przywódcy Chin Ludowych – traktatu pokojowego z Japonią w 1978 roku. Część wprowadzonych przez tego polityka reform miała na celu otwarcie dotychczas ksobnego kraju na świat – w ramach symbolicznego gestu otwarcia do kraju w telewizji zaczęto nadawać programy edukacyjne, jak Around the World z 1977 roku przybliżające chińczykom inne państwa, a pod koniec roku pojawił się również pierwszy w historii mediów masowych tego państwa film stworzony za granicą, w Jugosławii. W styczniu 1978 roku z kolei widzowie mogli obejrzeć brytyjską Annę Kareninę w dziesięciu odcinkach. Co dla nas w tym kontekście jednak istotniejsze, w 1978 roku do Chin sprowadzono trzy zagraniczne filmy, w tym dwa japońskie, a w 1979 rozpoczęto zdjęcia do japońsko-chińskich, 26. odcinkowej produkcji zatytułowanej Silk Road. Drzwi do przepływu wytworów kultury zostały szeroko otwarte na tyle, że między 1983 a 1992 roku relacje Chin i Japonii określa się mianem „złotego wieku”, którego stałym elementem było zachłyśnięcie się japońską kulturą popularną. Symbolem tego okresu stała się nawet japońska drama Akai giwaku z 1975 roku.

Tym, co najbardziej zakorzeniło mangę i anime w Chinach był… Tetsuwan Atom (Astro Boy; 1963), wyemitowany w czerni i bieli przez CCTV w 1980 roku. Jeśli wierzyć doniesieniom, była to również pierwsza zagraniczna animacja, jaka pojawiła się w chińskiej telewizji – Tom i Jerry, dla przykładu, zawitało do kraju środka dopiero sześć lat później. Zalew anime na pewno wspomagał fakt, że import japońskich produkcji był albo dość tani, albo w ogóle darmowy. Najszybciej produkcje te docierały do Hongkongu oraz Taiwan, gdzie je dubbingowano. W latach 90. ogromną popularność zdobył choćby Saint Seiya, znany w Polsce jako Rycerze zodiaku czy Slam Dunk, którego nigdy się nie doczekaliśmy. To wszystko jednak to emitowane w państwowej telewizji anime, a przecież nie tylko je sprowadzano do Chin. Mangi, płyty z muzyką również ściągano – niezwykle często nieoficjalnymi drogami. Piractwo kwitło na szeroką skalę, tak samo jak tworzenie rodzimych kontynuacji znanych i kochanych przez odbiorców japońskich kreskówek. Wydaje się, że w wielu krajach, w których dostęp do materiałów źródłowych był utrudniony, a popyt na nie ogromny, rodzimi twórcy łatali własnymi siłami oraz talentem.

Żebyśmy jednak nie myśleli, że to tylko takie Chiny – Osamu Tezuce też się to zdarzyło w przypadku Bambi w 1951 roku.

Kulturalnemu imperializmowi mówimy nie-nie

Złoty wiek relacji japońsko-chińskich kończy się w 1995 roku – czyli jeszcze przed pojawieniem się w Chinach forów poświęconych danmei. Zbytnia popularność importowanych z Japonii komiksów i animacji, prezentujących tak inne podejście do prawa oraz moralności bardzo „zmartwiła” urzędników państwowych, coraz częściej mówiących o „kulturowej inwazji” czy wręcz „kulturowym imperializmie”. A że japoński rząd wciąż unika rozliczenia się ze swojej drugowojennej polityki, to i szeregowi mieszkańcy oraz mieszkanki Chin wciąż nie potrafią zapomnieć, jak wielkich doznali krzywd. W tym trwaniu w uprzedzeniach pomaga im również polityka rządu Kraju Środka, wykorzystująca te emocje do tego, aby podtrzymać swoją władzę w kraju. W ramach jednak przeciwdziałania owej inwazji w 1995 roku została uchwalona ustawa, regulująca ile tytułów zagranicznych może rocznie ukazać się w ciągu roku. Dla mangi było to – 10 tytułów (nie tomów, tytułów). Podobne ograniczenia dotknęły animację – ile, kiedy, w jakim stosunku do produkcji rodzimych, gdzie dalsze restrykcje wprowadzano w roku 2000, 2004 i 2006. Dodam dla ciekawostki, że niektóre tytuły zostały w ogóle zakazane, między innymi Death Note czy Zankyō no terror – dają bowiem zły przykład, w pierwszej uśmiercani są politycy, a w drugim jest, no, terroryzm. Jeszcze ktoś wpadnie na głupie pomysły obalania rządów czy coś.

Grafika promująca „Zankyō no terror”. Te dwie płonące w tle wieże to Urząd Miasta w Tokio

Relacje japońsko-chińskie pogorszyły się ponownie w okolicy 2012 roku, kiedy to Japonia straż przybrzeżna pogoniła z okolic wysp Senkaku (znane również jako wyspy Diaoyu i w kilku innych wariantach) chińskie statki. A także odkupując trzy z tychże wysepek od rodziny Kurihara, tym samym włączając je w obręb swojego terytorium. Zanim zaczniecie googlać, o co właściwie chodzi – mówiąc krótko: o ropę, która prawdopodobnie gdzieś tam jest i oba rządy jej chcą. A prawo do posiadania Senkaku jest skomplikowane i ma wiele do czynienia z drugą wojną światową oraz amerykańską okupacją tamtych terenów. Dla nas najważniejsze jest to, że kiedy relacje polityczne ulegają pogorszeniu, przekłada się to również na kulturę. W wyniku konfliktu o niezamieszkane wyspy z księgarni w kontynentalnych Chinach zniknęły tłumaczenia japońskich powieści, na stronach internetowych pochowano japońskie produkcje, a z nadawanego konkursu muzycznego wycięto wszelkie sceny z Japońskimi uczestniczkami i uczestnikami. Ale, co ciekawe, manga i anime nadal były dostępne, ponieważ młodzież nie zniosłaby braku kolejnej dawki swojej ulubionej rozrywki.

Przybyło, zdobyło, zostało i ma się świetnie, choć mało legalnie

W latach 90. do Chin trafia również boys’ love – a przynajmniej tak zaklasyfikowano RG Vedę, Tokyo Babylon czy X-a grupy CLAMP, mangi mające wyraźne homoerotyczne wątki, ale, umówmy się, dzisiaj to niektórzy by jeszcze bardziej osiwieli na podobne przyklejanie łatek. Oczywiście, jeśli nie ma się dostępu do tytułów klasycznie BL-kowych, to się człowiek cieszy tym, co dostaje do rąk. Nie inaczej było u nas – X czy Yami no matsuei to były te komiksy, które przytulało się mocno do yaoistycznego serduszka i stawiało zasieki przed wszystkimi, co twierdzili, że to jakieś tam shōneny. RG Veda w języku chińskim pojawiła się po raz pierwszy w 1993 roku na Taiwanie (jakieś 3 lata po premierze), aby rok później w pirackich wersjach wkroczyć również tylnymi drzwiami do Chin kontynentalnych. Tak jak w przypadku innych mang tej grupy rysowniczej, tak i RG Veda pochwyciła uwagę czytelniczek przepiękną grafiką oraz skomplikowanymi, wykraczającymi poza proste schematy relacjami między bohaterami. Krótko mówiąc – to znowu wszystko wina CLMAPa.

Główni bohaterowie „RG Vedy” CLAMPa

Pod koniec XX wieku w rozwijającej się chińskiej cybersferze istniały już fora poświęcone danmei, między innymi założone w 1998 Sangsang Academy oraz młodszy o rok Lucifer Club. Na nich również zaczęły pojawiać się fiki oparte o popularne anime oraz mangę – homoerotyczne twórczość fanowska w Chinach podążyła zatem podobną ścieżką, jak japońska scena yaoi i dōjinshi. I tak samo jak tam, również w Kraju Środka autorki zaczęły próbować swoich sił w tworzeniu własnych, niezależnych opowieści. Właściwie większość sceny danmei rozwijała się oraz rozwija właśnie w cyberprzestrzeni, o czym wspominałam, tropiąc miejsca wydań Mo Dao Zu Shi. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka: względna anonimowość, możliwość publikacji za granicą (do 2020 roku również na AO3, teraz jednak dostęp do tej strony jest zablokowany), a także brak konieczności użerania się ze skomplikowanym, regulowanym rządowo procesem wydawniczym. Cybersfera daje również, ponownie względne, bezpieczeństwo przed cenzorami oraz przedstawicielami państwa – względną, gdyż jak pokazuje historia, bywa różnie. Niektóre twórczynie stawały za swoją twórczość przed sądem i otrzymywały wcale nie takie lekkie wyroki. Musimy bowiem pamiętać, że dla cenzorów pornografia i homoseksualność jest niedopuszczalna – nawet, jeśli prawne zapisy nieco te restrykcje poluzowały w 1997 roku (względem samej homoseksualności przynajmniej).

„Heaven Official Blessing” to inna praca Mo Xiang Tong Xiu

Równocześnie z rozwojem cyfrowej sceny fanowskiej, fanki i fani gatunku rozpoczęli trudną, niebezpieczną dla nich oraz wymagającą pokonania wielu przeszkód oraz zapewne wręczenia niejednej łapówki drogę do wydania czasopism z mangami BL. I tak w 1999 roku ukazały się Danmei Season (Danmei jijie) oraz Adonis (Adonisi), zaspokajający potrzeby rosnącej grupy odbiorczyń. Aby móc wydrukować takie czasopismo jego redakcja musiała przede wszystkim zdobyć pozwolenie na druk – a, jak ustaliliśmy przed chwilą, prawdopodobieństwo jego otrzymania na wydanie gejowskiej erotyki/pornografii dla kobiet raczej nie było możliwe, trzeba było je zatem „załatwić”. Najczęściej oznaczało to spreparowanie albo pożyczenie pozwolenia na publikację. Magazyny te nie miały łatwo, żaden nie utrzymał się zbyt długo na rynku, wytropiony przez państwo i zamknięty za łamanie prawa.

Sporym zaskoczeniem i zmianą było oficjalne wydanie Tianman BLue we wrześniu 2013 roku, miesięcznika od Guanghzhou Tianwen Kadokawa Animation and Managa Company, wydawnictwa, w którym swoje udziały ma między innymi państwowa grupa wydawnicza Zhongnan Publishing and Media Group. Tak więc zła, niedobra pornografia do więzienia, chyba że państwo będzie z tego coś miało? Nie do końca – Tianman BLue, pomimo posiadania „BL” w tytule, bardzo ostrożnie unika jakichkolwiek nawiązań do danmei. Publikowane w nim historie nie mogą zawierać treści eksplicytnych (brak śmiałych pieszczot czy seksu), dlatego niejasne odniesienia oraz homoerotyczne kodowanie jest może nie tyle dozwolone, co przymyka się na nie nieco oczy. Ta jaskółka jednak wiosny nie przyniosła – w 2013 roku zamknięto dwa (Boyfriend oraz BOLO) magazyny z oryginalnymi oraz tłumaczonymi danmei, a redakcję postawiono przed sądem.

Okładka e sezonu audiodramy MDZS

Współcześnie danmei nie ogranicza się jedynie do kopiowania czy tłumaczenia produkcji japońskich – co doskonale powinniśmy już wiedzieć, patrząc choćby na coraz większy sukces Mo Dao Zu Shi, która to powieść w zasadzie stała się towarem eksportowym do Japonii i innych krajów Azji Południowo-Wschodniej. (Kiedy będzie w Polsce?!) BL przybyło do Chin i postanowiło, że tam zostanie. Zmienił ubranko, imię oraz zaczął czerpać z innych kulturowych wzorców, a także równie bogatej tradycji literackiej czy historycznej męsko-męskich relacji.

Za każdym razem jak piszę o danmei to mam ogromne poczcie FOMO. Chyba naprawdę czas na naukę chińskiego. Acz z moim zapałem i milionem rzeczy, którymi koniecznie teraz i natychmiast chcę się zająć, szybciej doczekam się tego, że któryś nas wydawca sięgnie po tajwańskie wydania. Wszechświecie, liczę, że znowu mi pokażesz, że powinnam była po prostu poczekać!


Bibliografia

  • Junhao, H. (2007). The Historical Development of Program Exchange in the TV Sector. W M. Kops (Red.), Internationalization of the Chinese TV sector (s. 25–40). Lit.
  • Ling, Y., & Xu, Y. (2017). Chinese Danmei Fandom and Cultural Globalization from Below. W M. Lavin, Y. Ling, & J. J. Zhao (Red.), Boys’ Love, Cosplay, and Androgynous Idols. Queer Fan Cultures in Mainland China, Hong Kong, and Taiwan (s. 3–19). Hong Kong University Press.
  • Yang, L., & Xu, Y. (2017). „The Love that dare not speak its name”. The fate of Chinese danmei communities in the 29014 anti-porn campaign. W M. McLelland (Red.), The end of cool Japan: Ethical, legal, and cultural challenges to Japanese popular culture (s. 163–183). Routledge, Taylor & Francis Group.

Jeśli macie ochotę wesprzeć Pałac Wiedźmy, to możecie mi postawić wirtualną kawę o tutaj (na bank przepuszczę na erotykę i porno, wiadomo, tematyka bloga zobowiązuje!). Albo, no wiecie, zostawić dobre słowo i/lub linkować w świat, to równie miłe!

4 myśli w temacie “Danmei a sprawa chińska. BL przyjeżdża do Chin na wakacje i już tam zostaje

  1. Ichi pisze:

    Super było poznać historię wprowadzenia BL do Chin. W ogóle to nie miałam pojęcia, że tak ogromną rolę odegrał tutaj CLAMP (chociaż ja się nie dziwię, kreska ze starszych tytułów mnie miażdży ;_;). Po obejrzeniu ,,Mo Dao Zu Shi” zauważyłam, że zaczęło powstawać coraz to więcej chińskich animacji mówiących o relacjach męsko-męskich, które działy się ogrom lat temu. I bardzo dobrze! Graficznie przedstawia się bardzo ładnie, chociaż kreska we wszystkich tych tytułach jest podobna – domyślam się, że to ówczesny trend, tak jak to można zauważyć w wielu japońskich produkcjach, gdzie na przestrzeni lat kreska strasznie się zmieniała.
    ANYWAY, ciesze się, że mamy większą możliwość na obejrzenie tego typu rzeczy z innego państwa, niż Japonia. Aż z ciekawości poszukam, czy inne pobliskie kraje mają coś na swojej liście :D

    Polubione przez 1 osoba

    • Aninreh pisze:

      Cieszy mnie to! Strasznie dużą frajdę sprawiło mi czytanie o historii danmei i mam nadzieję, że odkopię jeszcze jakieś ciekawe źródła :)

      Od siebie polecam seriale BL z Taiwanu. Zwłaszcza HIStory (ale tutaj mogę być ciut nieobiektywna :D)

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Aninreh Anuluj pisanie odpowiedzi