Rodzina z wyboru w „Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu…” Yuu Minaduki

Skoro jesteśmy poniekąd w temacie rodzin z wyboru, aż szkoda nie sięgnąć po mangę-niespodziankę od Dango o bardzo długim tytule: Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu… (Hinadori wa shiokaze ni madoromu) Yuu Minaduki. Dokładnie tę, przy której ogłoszeniu wiele i wielu z obserwujących fan page wydawcy zachodziło w głowę czy jest taką gułą, że przegapiło zapowiedź, czy znowu Facebook się gdzieś czknął i nie wysłał powiadomienia. Jednocześnie to pierwsza manga tej autorki, jaka pojawiła się w  Polsce – ale, sądząc po rozpisce, nie ostatnia. A także to jeden z kilku dostępnych nam komiksów spod znaku BL, którego głównym motywem jest powstawanie rodziny – niespodziewanej, połatanej, z problemami, które da się rozwiązać cierpliwością, empatią i rozmową.

Yuichi i Ayumu właśnie się przeprowadzili do nowego miasta – po stracie całej rodziny zmiana otoczenia może pomóc im zacząć budować życie na nowo, w zupełnie innej, rodzinnej konfiguracji. Po tragicznym w skutkach wypadku samochodowym Yuichi postanawia zaopiekować się synem siostry i dać z siebie wszystko, aby pomóc mu ukoić ból i stanąć na nogi. Pierwszego dna wybierają się na zwiedzanie nowej okolicy i tak trafiają do niewielkiego sklepu, Beniya, sprzedającego dodatki do ryżu. Jego właściciel, kucharz i sprzedawca w jednym, Ryo Kurebayashi, nieprzyzwoicie przystojny i charyzmatyczny oferuje, że pokaże im okolice w zamian za drobną przysługę – pomoc w zakupach. Nieco sobie przy tej propozycji zresztą naigrywa z prostolinijnego Yuichiego. Ostatnim miejscem, jakie odwiedzają, jest rzadko odwiedzana przez turystów i mieszkańców plaża, na której Ryo zbiera skarby – szkło morskie. Niewielkie fragmenty wyrzuconego szkła, obmyte i ukształtowane przez wiele lat przez morze. Tak zaczyna się ich znajomość, która powoli, dzień za dniem, spotkanie za spotkaniem zmienia się w coś więcej.

Każdy z bohaterów w jakiś sposób został sponiewierany przez życie, które zostało naznaczone szeroko rozumianą stratą – rodziny, dzieciństwa, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa czy miłości. Dla Yuichiego i Ayumu to są dość świeże rany, obaj próbują zbudować jakoś stanąć na nogach, znaleźć sposób na nowe, wspólne życie, które nie jest takie, jak wcześniej, co boleśnie każdego dnia odczuwają. Chociaż znali się przecież doskonale wcześniej, nigdy nie musieli funkcjonować razem, nie znają nawzajem swoich reguł, właściwie dopiero próbują razem jakiekolwiek ustanowić. Co nie jest łatwe – Yuichi nie ma pojęcia, jak traktować siostrzeńca, ale pragnie, aby ten ponownie zaczął się uśmiechać, odzyskał radość w życiu.  Stara się tak bardzo, że umykają mu oczywiste rzeczy. Jak na przykład to, że ten wycofany, zamknięty w sobie chłopiec po kryjomu chodzi na plażę, żeby zbierać morskie szkło, które tak bardzo spodobało się jego wujowi. A także, że zaprzyjaźnia się z Ryo, z którym często rozmawia właśnie na tej dzikiej plaży – o rzeczach, których nie umie powiedzieć Yuichiemu. A Ryo? Dopiero w rozmowach z Ayumu zrzuca profesjonalną maskę, jaką przybiera w kontaktach z dorosłymi, pokazując swoją skrywaną, prawdziwą twarz. To, dlaczego dopiero w tych sytuacjach stanowi istotny wątek mangi Minaduki i chociaż strasznie mnie kusi, aby go opisać, nie chcę wam psuć lektury.

Mangaka sprawnie i z wyczuciem buduje w Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu… skomplikowaną układankę z ludzkich uczuć. Emocje bohaterów, przez większość czasu skrywane głęboko, wybuchają w kluczowych scenach, zamiast jednak doprowadzać do pełnych dramatyzmu scen, zostają omówione, żeby nie powiedzieć wręcz – zaopiekowane. Nie ma przy tym znaczenia, ile lat ma osoba, która oferuje wsparcie, Ayumu nie stanowi w tym komiksie jedynie poręcznego pionka na szachownicy mającej doprowadzić do zejścia się głównej pary. Jego wątek odgrywa równie ważną rolę, co historia Yuichiego i Ryo, Minaduki od samego początku dąży do pokazania formowania się rodziny z wyboru, starając się, aby każdy z bohaterów był w tej opowieści sprawczy. Pomaga jej przy tym również rozkład osobowościowy – Ayumu wydaje się nieco zbyt dojrzały, jak na swój wiek, ale wciąż mieści się w granicach tak zwanej normy (takie dzieci się zdarzają). Ryo, tak głęboko poraniony przez bliskich, nigdy tak naprawdę nie nauczył się, jak nie grać przed innymi, jak odnaleźć samego siebie, zamiast szukać pocieszenia w tym, co należało do innych. Dopiero w późniejszych rozdziałach tak naprawdę ujawnia samego siebie. Yuichi ma ogromne, dobre serduszko, bywa również nieco tępy, jeśli chodzi o rozumienie uczuć innych, choć na szczęście rozpoznaje, że to, co czuje do Ryo znacząco wykracza poza ramy przyjaźni (jakkolwiek na początku nie chce dopuścić do siebie tej myśli). To taki typ bohatera, który opiekuje się innymi – gdy przyjdzie się do niego obitym i poranionym, opatrzy bez słowa. Gdy zniknie się bez słowa na prawie dwa tygodnie, to nas opieprzy, bo cały czas się martwił, czy wszystko w porządku.

Yuu Minaduki naprawdę opisuje rodzinę z wyboru, która przechodzi przez proces podejmowania wyboru, kim cała trójka chce dla siebie nawzajem być. Przypomnę w tym miejscu również, że osoby homoseksualne w Japonii mają możliwość stania się rodziną nawet bez istniejącej legislacji umożliwiającej zawarcie związku partnerskiego czy małżeńskiego, co wynika z tradycji oraz, no właśnie, prawa. Takim obejściem jest coś na kształt adopcji – włączenie jednej z osób do rejestru rodzinnego (to u nas właściwie nie funkcjonuje). W prawdzie bohaterowie Minaduki nawet o tym nie rozmawiają – jest trochę za wcześnie na takie rozmowy, biorąc pod uwagę staż ich znajomości – to warto pamiętać o tym, że sytuacja Japończyków jest nieco inna niż na szeroko rozumianym Zachodzie. Jeśli Ayumi, Yuichi i Ryo postanowią zostać rodziną również na papierze – będą mogli to zrobić.

Do tego wszystkiego Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu… jest naprawdę ładnie i porządnie narysowaną BL-ką. Aż miło ogląda się kolejne, płynnie przechodzące kadry, ujęcia pełnych emocji twarzy protagonistów czy scen, które te ostatnie tylko podkreślają. Czytanie jej to sama przyjemność – Ryo jest odpowiednio przystojny do tego, co się o nim mówi, a Yuichi idealnie nierzucający się w oczy. Ale też nie ma się czemu dziwić, mówimy o mandze z 2018 roku, gdzie Mindauki zadebiutowała w 2009 i od tych jedenastu lat istnieje na oficjalnym rynku mangowym i tworzy ilustracje również poza nim (możecie sprawdzić jej Pixiv).

Łyżką dziegciu w ogólnie bardzo dobrym wrażeniu, jakie robi ta manga od Dango jest fakt, że znajdziemy w niej brzydkie błędy edytorskie – a przy trzech osobach odpowiadających za redakcję oraz przy braku deadline’u wynikającym z wcześniejszych zapowiedzi, naprawdę można było ich uniknąć. Jasne, wpadki się zdarzają, ale powtórzenia czy błędy fleksyjne naprawdę już nie powinny.

Kiedy opowiadałam Matce Przełożonej o tej mandze, podsumowałam ją, że jest to historia o poharatanych przez życie ludziach, którzy spotykają się i nawzajem naprawiają to, co zepsuło życie. Po prostu takie uwielbiam.


Metryczka

  • Liczba tomów: 1
  • Wydawca polski: Dango
  • Data wydania polskiego: 08.2020
  • Wydawca oryginalny: Tokuma shoten (Chara)
  • Data wydania japońskiego: 2018
  • Demografia: boys’ love

Skomentuj