Kochajmy się na serio i bez pośpiechu. „Koledzy z klasy” Asumiko Nakamury

W „Kono BL ga yabai” za 2016 rok redakcja umieściła dodatkowy ranking – dziesięciu najlepszych mang ostatniej dekady. Na pierwszym miejscu znalazła się seria Absolwenci Asumiko NAKAMURY [1] – ta sama, którą otwierają Koledzy z klasy. Sprawdzanie, czy tej historii należy się tak wysoka ocena, najlepiej zacząć od początku, tak więc dzisiaj porozmawiajmy chwilę właśnie o Kolegach z klasy.

Zaczyna się prosto, właściwie banalnie – Hikaru Kusakabe w czasie przygotowań do szkolnego konkursu chórów zauważa, że jego kolega z klasy, prymus Rihito Sajou, nie śpiewa, a jedynie porusza ustami. Po lekcjach, przypadkowo, odkrywa tego samego chłopaka studiującego nuty oraz próbującego swoich sił z piosenką. Potem jest przewidywalnie – Kusakabe proponuje, że pomoże Sajou. A że sam gra w kapeli na gitarze, zawiłości partytury nie są mu obce. Chłopcy zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, ćwicząc tak czytanie z nut, a później po prostu wspólny śpiew. Na jednej z prób w trakcie lekcji muzyki Kusakabe dostrzega, że Sajou wyjątkowo pilnie wpatruje się w ich nauczyciela, pana Harę (zwanego Haraczem) i dochodzi do wniosku, że na pewno tak starał się właśnie dla niego. Nie jest to przyjemna myśl, ale prowadzi do olśnienia: zakochał się w Sajou.

Sajou i Kusakabe, śpiewają, bo każą

Koledzy z klasy są pierwszą historią BL w dorobku Asumiko Nakamury – jak sama stwierdza, tworząc ją, sięgnęła do podstaw opowieści o szkolnych miłościach: niewinności, nieogarnięcia własnych uczuć, a przede wszystkim prostej. Ot, chłopak spostrzega chłopaka i powoli się w nim zakochuje. Znajdziemy tu więc sporo ukradkowego i całkowicie otwartego spoglądania na siebie (vide ilustracja na okładce), a także atmosfery z jednej strony sugerującej ulotność chwil, a z drugiej duże pole możliwości. Kusakabe i Sajou znajdują się w tym szczególnym, ukochanym przez japońską kulturę momencie, w jakim nic jeszcze nie zostało przesądzone, żadne ostateczne decyzje nie zapadły. Nie pracują, nie dostali się na uniwersytet (Hikaru nawet żadnego nie wybrał), nie podeszli nawet do ostatecznych egzaminów. Mangace naprawdę udało się uchwycić ten czas doskonale – nie mamy ani wrażenia zbytniej młodości, ani zbytniej dorosłości pragnień. Nawet wówczas, gdy w późniejszej części tomu Kusakabe poważnie rozważa, w jaki sposób podejść do seksu z mężczyzną – bo coś tam czytał w komiksach siostry, ale znalazł też informacje, że to może boleć, a do tego dopuścić nie chce. To w ogóle bardzo ciekawy rozdział, w którym młodzieńcze pragnienia ścierają się z obowiązkami.

Zwróćcie uwagę na ekspresyjność bohaterów

Wrażenie ulotności (pewnej liryczności?) potęgują również nawiązania do poezji oraz innych powieści. W pierwszym rozdziale jest to piosenka, przyczyna nawiązania przez nich jakiejkolwiek bliższej relacji, którą mangaka wykorzystuje również jako narracyjny komentarz. Później tę funkcję przejmuje romantyczny wiersz, jaki bohaterowie omawiają w szkole na zajęciach ze starojapońskiego – ponownie posłuży również za istotny element wydarzeń rozdziału. W obu przypadkach Nakamura sprawnie żongluje tymi wersami, budując również emocjonalne napięcie pomiędzy Kusakabe i Sajou. Pod tym względem Koledzy z klasy skonstruowani są naprawdę dobrze.

Jednym z zarzutów kierowanych do prac Nakamury jest to, że są… brzydkie i niekształtne. Rzeczywiście, jeśli podejdziecie do nich „po europejsku”, czyli oczekując mimetycznej dokładności w odzwierciedlaniu świata, to srogo się zawiedziecie. Postacie są koślawe, miejscami z gumy, a proporcje robią, co chcą – zadziwiające jednak jest to, że to wcale nie przeszkadza. Ta, nazwijmy to, płynność figur naprawdę dobrze współgra z emocjonalnym tonem tej mangi. Rysowane lekko, jasno, z wieloma białymi polami w kadrach oraz wyraźną ekspresją tak charakterystyczną dla narracji romansowych shōjo (powrót do niewinności właśnie tutaj się też objawia) – kolejne kadry tylko wzmacniają poczucie tak ulotności (romantyczności?) portretowanych chwil.

Nakamura, zostawiając puste (pozbawione rysunków) kadry, wkomponowuje je doskonale w sceny. Innymi słowy: służą jej jako środek wyrazu, a nie jako oznaka, jak bardzo deadline gonił i jak nie miała kiedy zapełnić teł

Ale, Wiedźmo, podniesiecie być może zarzut, pisząc o Sekaiichi hatsukoi i Junjou Romantica Shungiku NAKAMURY dokładnie na to narzekałaś! Na tę brzydką kreskę oraz brak proporcji! Będziecie mieli, oczywiście, rację. Sęk w tym, że w przypadku Asumiko Nakamury kreska po pierwsze pasuje do opowieści, a z drugiej jej „brzydkość” wynika raczej wyłącznie z braku mimetyczności i swoistej amebowatości postaci. Kadry mają jednak swój porządek, nie są zabałaganione ani przyciężkawe (nie ma w nich wielu grubych, ciemnych pociągnięć rysika czy czarnych barw). Ogólne wrażenie jest po prostu inne – a fakt, że do tego pasuje do opowiadanej historii, również nie pozostaje bez znaczenia. Nie oszukujmy się.

W ostatecznym rozrachunku Kolegom z klasy naprawdę należy się wysoka nota w rankingu – to dobrze skonstruowana historia, w której nie czuć sporych przeskoków w czasie (zaczyna się latem, później mamy rozdział z jesieni i znowu z lata). Relacja między Kusakabe i Sajou rozwija się powoli, spokojnie, ale zdecydowanie jest na serio – chociaż naznaczona pożądaniem, nie jest na nim jedynie oparta. Stąd też tytuł tej notki, zaczerpnięty z posłowia Nakamury, doskonale podsumowujący cały ten tom zresztą. Naprawdę warto przeczytać.

Profesor Hara aka Haracz (oryg. Harasen)

PS Testowo w tej notce i kilku kolejnych nazwiska mangaków pojawiać się będą w zapisie kapitalikami za każdym razem, gdy wystąpią po raz pierwszy. Trochę dlatego, że często zapamiętujemy je w japońskim porządku i potem może nie tyle nam się mylą, ile powtarzamy je tak, jak się ich nauczyliśmy, nie zważając na kolejności polskie. Zobaczymy, jak to będzie się sprawdzało.


Metryczka

  • Liczba tomów: 1
  • Wydawca polski: Waneko
  • Data wydania polskiego: 02.2016
  • Tytuł japoński: Dōkyūsei (同級生)
  • Wydawca oryginalny: Akaneshinsha (Opera)
  • Data wydania japońskiego: 2006
  • Gatunek: boys’ love

Jedna myśl w temacie “Kochajmy się na serio i bez pośpiechu. „Koledzy z klasy” Asumiko Nakamury

  1. digitalkodama pisze:

    Taaaak, wooo hooo, fanfary! PRZECZYTAŁAŚ <3
    Mega mi się podoba analiza kadrów i kreski, którą tu przeprowadziłaś – NAKAMURZE bliżej tutaj do europejskiego komiksu z przestylizowanymi, ale bardzo świadomymi projektami postaci i kadrów, niż do takiej "typowej" mangi :)
    No i ta delikatność i humor, który w tych komiksach jest to po prostu sztos :D

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj