Trzy razy o transpłciowości

Wśród wydawanych w naszym mainstremie książek obok opowieści o męsko-męskich miłościach, zaczynają również nieśmiało pojawiać się te o kobieco-kobiecych, a także o doświadczeniach transpłciowości. Z jednej strony lepiej późno niż wcale, z drugiej szkoda, że dopiero teraz. Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o dwóch dostępnych u nas takich właśnie powieściach, kierowanych do różnych grup wiekowych oraz o jednej mandze, jaka czeka w stosie hańby i może w ten sposób wreszcie się zagonię do jej przeczytania. Tak więc dzisiejszy wpis sponsoruje książka przeczytana, czytana i komiks do przeczytania.

Przeczytane: Alex Gino, George (Stany Zjednoczone)

Każdy powinien mieć „swoją bibliotekarkę”, która doskonale zna nasze literackie zainteresowania i włoży nam w rączki książkę, mówiąc, że tak, na pewno chcemy ją przeczytać, „bo jest po prostu super”. Ja mam takich kilka i wciąż daję się przekonać do wypożyczenia kolejnych. Jakiś czas temu Karolina z Biblioteki z Pasją z wielką radością pokazała mi George’a, dumna, że ta powieść w końcu do nich dotarła i o proszę, jeszcze nikt jej nie pożyczył, cała się świeci, jak można się jej oprzeć? No, nie mogła, zgarnęłam ją bez zastanowienia i przyznam, że to była lektura tak wciągająca, że po dwóch dniach przyszłam oddać i przyznać rację.

Ale o czym jest George? O Melissie – dziewczynce, która bardzo pragnie, aby otoczenie wreszcie i zauważyło, i zaakceptowało, że wcale nie jest tytułowym George’em. Jest pełna niepewności oraz obaw, ale dzięki wsparciu przyjaciółki, Kelly, znajduje w sobie odwagę, aby w szkolnym castingu do przedstawienia opartego o Pajęczynę Charlotty, starać się o rolę pajęczycy, zarezerwowaną wyłącznie dla… no właśnie, dla dziewczyn. A więc i dla Melissy, tylko że w szkole nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że osobą startującą w castingu nie jest chłopiec.

George opowiada nie tyle o dorastaniu transpłciowej dziewczynki, szóstoklasistki w jednej z amerykańskich szkół, co o jej całkiem realnym cierpieniu wynikającym z tego, że jej ciało nie wygląda tak, jak powinno. W książce znalazła się również wiele mówiąca scena, w której główna bohaterka musi po prostu zrobić siusiu i jak wielkim jest to dla niej problemem, ponieważ dopóki jest ubrana, może ignorować to, jak wygląda. Dla tych z nas, którzy i które nigdy nie doświadczyły podobnego uczucia, jest ono wręcz niewyobrażalne. Tu muszę przyklasnąć Alex Gino, ponieważ napisali (osoba autorska używa zaimka they, tzw. singular they) to w sposób naprawdę dobitny – nawet jeśli sami czegoś podobnego nie przeżywamy, możemy namiastkę tego stanu poznać, choć nie jestem pewna czy to odpowiednie określenie w tym kontekście.

Melissa chowa w szafie, w tajemnicy przed matką i bratem, znalezione na wystawkach czasopisma dla dziewczynek, przegląda je jedynie po kryjomu, przerażona, że ktoś ją nakryje i wszystkiego się dowie. Tu nie chodzi o strach czy lęk, ale prawdziwie obezwładniające przerażenie, które kładzie się cieniem na jej codziennym funkcjonowaniu. Przyznaję, że to drugi z poruszanych w George’u wątków, który przynajmniej na mnie zrobił wrażenie – jedno bowiem to rozumieć, jak takim osobom jest trudno, a drugie to zobaczyć te problemy w kontekście. Ponieważ, ponownie, jako osoba nie transpłciowa, nigdy nie zrozumiem tej głębi problemów i cierpienia. Tym bardziej cieszy, że powieść Alex Gino powstała i ukazała się w Polsce. Nie jest idealna, ale to zawsze cegiełka, z której będzie można w przyszłości wybudować zamek.

W czytaniu: Siri Kolu Po lecie wszystko będzie inaczej (Finlandia)

Na informacje o książkach dziwnego pomysłu trafiłam właściwie dzięki temu, że Catus Geekus wrzuciła informację o objęciu przez CzytuCzytu matronatem ich Tęczowej serii. Wiecie, po nitce, do kłębka: o nowe książki, warto sprawdzić, bo przecież doba najwyraźniej jest z gumy, tak samo jak półki i na pewno dam radę dopchnąć kolanem jeszcze trzy albo więcej powieści.

Tak, możecie w tym miejscu mnie wyśmiać, gdyż mi się to po prostu należy.

Tak więc poznawanie oferty dziwnego pomysłu zaczynam od Po lecie wszystko będzie inaczej, zaledwie stuczterdziestostronicową, kierując się niczym innym, jak właśnie jej długością. Po jakichś czterdziestu stronach mogę wam już co nieco napisać. Jej główny bohater, Peetu, znajduje się w procesie tranzycji od dłuższego czasu – ma wsparcie rodziców oraz swojej partnerki, Aurory. Wielkimi krokami zbliżają się jego osiemnaste urodziny, czyli moment uzyskania pełnoletniości oraz prawo do decydowania o sobie – w jego przypadku może, koło terapii hormonalnej, poddać się również zabiegom chirurgicznej korekty płci, które rozpocznie mastektomia. Chociaż tranzycja bezpośrednio dotyczy samego Peetu, to w sposób pośredni wpływa także na jego rodzinę – ojca, matkę, brata oraz partnerkę. To moment, w którym muszą się oni skonfrontować z własnym myśleniem o bohaterze oraz o osobach transpłciowych. Tata Peetu zabiera go na wspólne loty szybowcem, ponieważ to w powietrzu, gdy przepływają przez ogromne przestrzenie, niezwiązani z ziemią, mogą pobyć tak ze sobą, jak również ze swoimi myślami.

Powieść Siri Kolu liczy dziesięć rozdziałów, tyle, na ile lotów zabrał Peetu tata – każdy z nich przebiega nieco inaczej, przywołuje inne wydarzenia, wspomnienia, pragnienia głównego bohatera. To, jak na razie, zapis procesów – tranzycji, wymazywania życia, które nigdy nie było prawdziwe, ale i pełnego różnych emocji oraz zmian myślenia najbliższych o zmianie, jaka nie tyle zajdzie w ich życiu, co przecież już trwa od pewnego czasu. Peetu wpada prawie w szał, gdy matka próbuje kurczowo zatrzymać przeszłość swojego dziecka, zapisaną w zdjęciach, które niechybnie główny bohater będzie chciał zniszczyć – w końcu przedstawiają coś, co nigdy nie było prawdą – nawiedza go myśl, że jego historia, nie należy tylko do niego:

Będąc u góry, sięgam wzrokiem aż do mamy. Do jej pytań, złości i smutku. Do jej ciężaru. Do jej historii i liter, do jej początku i końca. Widzę cień szybowca na polu, przypomina jaskółkę, i przez krótką chwilę dopuszczam myśl, że mama też ma prawo do własnej historii.

Siri Kolu, s. 32

Nie wiem, jak rozwinie się dalej Po lecie wszystko będzie inaczej, ale chcę się o tym przekonać jak najszybciej. To, co na razie przeczytałam, świadczy o tym, że Kolu najbardziej interesują emocje, które przetaczają się przez całą rodzinę, jak również to, w jaki sposób oni wszyscy uczą się na nowo wspólnego życia. Jednocześnie autorka nie ucieka od tych emocji trudniejszych, cięższych – wściekłości, bezgranicznej bezradności oraz dogłębnego poczucia niebycia zrozumianym.

Planuję przeczytać AKA wygrzebię z hałdy hańby: Takako SHIMURA, Hōrō Musuko (Japonia)

Mam od roku chyba na półce sześć tomów Wandering son (tak brzmi jej angielski tytuł) dzięki Matce przełożonej, która natrafiła na niej na jednej z grupek na fejsie, na której osoby sprzedają swoje kolekcje. Skusiła mnie nie tylko swoim wydaniem (powiększone, w twardej oprawie), czy tematyką transpłciowości głównych postaci, co osobą tłumaczącą – z japońskiego na angielski przełożyła je bowiem Rachel Thorn, sama będąca transpłciową osobą.

Wciąż jednak nie mogę zacząć lektury. Dlatego o samej historii wiem tyle, co napisano w blurbie: dwójka piątoklasistów, Shuichi NITORI i Yoshino TAKATSUKI, są przyjaciółmi, mają kochające rodziny, spokojne życie, pomijając wchodzenie w okres nastoletniości, przyjaciół i przyjaciółki w klasie. Oboje są transpłciowi i nikt o tym na początku tej historii nie wie. Biorąc pod uwagę, że akcja rozgrywa się w Japonii z okolic roku 2002, kiedy manga zaczęła się ukazywać, protagoniści są dziećmi, a seria liczy piętnaście tomów, nieco obawiam się o to, co znajdę w środku. Na dodatek słyszałam i czytałam dość mieszane opinie o niej deklarowane przez osoby transpłciowe, co z jednej strony sprawia, że ciągle przesuwam czytanie Wandering son na później, a z drugiej, paradoksalnie, chcę sama się w końcu przekonać, jak poprowadzona została ta opowieść.

Mam nadzieję, że niedługo opowiem o Wandering son coś więcej. A na razie o tej serii wspominam, ponieważ mang o transpłciowości jest naprawdę niewiele, dlatego warto wiedzieć, że w 2002 roku taka właśnie powstała. Poza tym, jeśli interesują was mangi o osobach queerowych, koniecznie sięgnijcie po czterotomowe Nasze marzenia o zmierzchu Yuhki KAMATANI wydane w Polsce przez Dango.


Jeśli poszukujecie rzetelnych informacji, czym różni się transpłciowość od dysforii płciowej albo transseksualizmu, zapraszam was przede wszystkim na stronę Fundacji Trans-Fuzja albo, w drugiej kolejności, na stronę Pontonu.

Pisząc ten tekst, prosiłam o konsultacje drogie mi osoby. Dlatego, dziękuję wam washuuchan, Kodamo i Ran. Wszystkie potknięcia i buble są jednak mojego autorstwa i z góry przepraszam, jeśli jakieś znalazły się w tekście.

Skomentuj