Niespójność osobowości i emocji w „Trouble & the Wallflower” Kade Boehme

Nie wiem, czy wspominałam, ale znalezienie wśród romansów gejowskich (m/m romance) dobrze napisanej książki graniczy z… no, powiedzmy, że trzeba albo mieć szczęście, albo przebrnąć przez naprawdę sporą ilość tych gorszych tekstów. Trouble & the Wallflower nie zalicza się do klejnocików, ba!, nie wpada nawet w kategorię „słabe acz pocieszne” czy „słabe, ale z dobrym seksem”, jak na przykład serie J.L. Langley.

Zanim przejdę do recenzji, ciekawostka pokrótce. Przygotowując się na Crime Fiction wygrzebałam informację, że literatura LGBT i m/m romance można rozpatrywać jako dwa osobne gatunki. Tym, co je rozróżnia to płeć autora lub autorki. Jeśli książkę pisze osoba, która deklaruje się, że jest LGBT, wówczas mamy do czynienia z literaturą LGBT, jeśli osoba pisząca się tak nie deklaruje, to mamy m/m romance. Albo w zależności od tego, kto te książki czyta. Ale! Większość tych tekstów i tak czytają kobiety, niezależnie od tego, kto je napisał, więc pytanie, czy podobny podział ma w ogóle sens. Koniec ciekawostki.

Dzisiejszy wpis sponsorują kadry z amerykańskiego Queer as Folk. Dlatego Debbie musiała się pojawić i tyle. Źródło: internet

Dzisiejszy wpis sponsorują kadry z amerykańskiego Queer as Folk. Dlatego Debbie musiała się pojawić i tyle. Źródło: internet

Davy jest nieśmiałym dwudziestoparolatkiem, pracującym w sklepie sprzedającym shake’i. Wybitnie nie radzi sobie z relacjami z innymi ludźmi, najchętniej właściwie w ogóle by się z nimi nie zadawał. Gavin, z kolei, jest ekstrawertywnym playboyem, który przespał się co najmniej z większością homoseksualnych mieszkańców Seattle. Mamy więc do czynienia ze schematycznie skonstruowanymi przeciwieństwami. Takie zestawienie postaci pozwala na klasyczne tarcia charakterów – jedna osoba ucieka, druga goni, przekonywanie, namawianie, dramaty, rozterki, problemy, nawrócenie i naprawienie niepokornego playboya. Absolutnie nic nowego na kanwie romansowej.

Rzeczywiście, do mniej więcej jednej czwartej książki relacja między Davym i Gavinem właśnie tak się rozwija – ten pierwszy ucieka, ten drugi naciska, zwodzi, uwodzi, ale większość sprawdzonych sztuczek nie działa. W końcu umawiają się na randkę, gdzie nasz nieśmiały Romeo się rozpłakał, a pewny siebie Romeo numer dwa stwierdza, że to jednak za duży problem, więc powinni zostać przyjaciółmi. To też brzmi całkiem obiecująco względem dalszego rozwoju relacji. A przynajmniej takiej, gdzie bohaterowie mają jakąś względnie spójną osobowość. W Trouble & the Wallflower niestety nie mają. Tak więc po kolejnych paru stronach Gavin zupełnie zapomina o tym, co postanowili i zaczyna nam opowiadać, w narracji, jak to Davy ma na niego wspaniały, uspokajający wpływ i jaka to szkoda, że mają być tylko przyjaciółmi. Jako czytelniczka uniosłam tylko brwi, pytając książkę „że co?”. Wszystko to, co dzieje się właściwie po tym fragmencie przynależy jakby do zupełnie innej historii, gdzie bohaterowie mają inny zestaw cech, pomijając, że nagle posiadają również cele inne niż przespać się z kimś.

Ted i Emmet też się dziwią (Queer as Folk, USA). Źródło: tumblr

Ted i Emmet też się dziwią (Queer as Folk, USA). Źródło: tumblr

Innym problemem jest stylistyka i narracja. Nie będę udawać, że jestem ekspertem, jeśli chodzi o język angielski, ale czytam powieści, rozumiem je, czasem nawet wyłapię jakieś błędy, ale w przypadku Trouble & the Wallflower co pewien czas pojawiają się zdania, które nie miały dla mnie sensu – słowa nie w tym miejscu, przecinki wstawione bez ładu i składu w zdanie. Dziiiwne. No, ale, może mam za małe kompetencje i się czepiam. Ale narracji czepić się już mogę, zwłaszcza w kwestii wprowadzania postaci, sytuacji oraz emocjonalnych rozterek. Na przykład – w jednej z kilku scen seksu (a ich dość sporo jest w ogóle) – pomiędzy technicznymi opisami stosunku pojawiają się całkowicie niepasujące do sytuacji poetyckie wynurzenia na temat prawdziwej miłości, oddania, cudowności bycia z drugim człowiekiem i tak dalej. Nie chodzi mi o to, że one się nie pojawiają w momencie, gdy dwie kochające się osoby zaczynają się kochać. Po prostu opisuje się je inaczej. Mniej kontrastowo, bardziej naturalnie, a przede wszystkim – z użyciem słów, które pasują do naszych bohaterów. Trudno mi po prostu uwierzyć, żeby Gavin (bo to on poetyzuje), ten zły, niegrzeczny chłopiec, w przeciągu kilku dni stanie się poetą. Sytuacji wcale nie ratuje fakt, że samą postać to dziwi. Swoją drogą, bohater sam zwraca uwagę autorowi, że zachowuje się nie tak, jak powinien, ale autor nie zauważył. Ach, no i wraca problem osobowościowych piruetów, które w przypadku obu Romeów są na porządku dziennym.

Gavin was so happy he could make Davy smile. He thought that was the best talent God had given him. Who needed to know how to play a guitar when you could get Davy to laugh that amazing laugh that bubbled up from such a genuine place inside that wonderful soul? // Gavin był tak bardzo szczęśliwy, że mógł sprawić, że Davy się uśmiechnął. Doszedł do wniosku, że to był najlepszy talent, jaki mógł dostać od Boga. Komu potrzebna była wiedza, jak grać na gitarze, kiedy można było sprawić, że Davy się śmiał tym cudownym śmiechem, wypływającym z wnętrza jego wspaniałej duszy? (tłumaczenie koślawe, własne)

Z jednej strony, protagoniści powinni się zmienić w przeciągu książki, tak w sumie wypada – nowe doświadczenia wpływają na osobę, a ta w konsekwencji dokonuje odpowiednich, adaptacyjnych zmian. Ale one muszą zostać osadzone w łańcuchu przyczynoowo-skutkowym, a jedna upojna noc z potencjalnym ukochanym to jednak trochę za mało, aby się tak drastycznie zmienić (z romansującego ze wszystkimi playboya w oddanego, monogamicznego kochanka). Wielka Epicka Miłość Na Zawsze powraca w mniej zgrabnej i logicznej wersji.

Brian przyznaje mi rację (Queer as Folk, USA). Źródło: tumblr

Brian przyznaje mi rację (Queer as Folk, USA). Źródło: tumblr

Skoro jesteśmy w temacie upojnych nocy – seksualne zbliżenia Gavina i Davy’ego są… mechaniczne. Mam prosty wyznacznik tego, czy dana scena jest dobrze napisana czy nie – jak zaczynam ziewać, to nie jest dobrze. Tudzież, jeśli rozważam przewertowanie do momentu po. W romansach emocjonalność jest ważna, w romansach sceny miłości (nie seksu – w końcu taki wymóg gatunkowy) są ważne. Jeśli czytelnicy na nich zaczynają myśleć o tym, co mają zrobić jutro, tudzież tworzyć listę zakupów – autor/ka nie podołał/a z opisem. Boehme, pomimo znajomości przeróżnych pozycji czy łóżkowej koordynacji członków, nie poradził sobie z wyzwaniem.

Strasznie narzekam, prawda? No, ale w końcu przeczytałam całą książkę, choć nieraz przeskakiwałam zdania i akapity, które absolutnie nic nie wnosiły do samej historii, a raczej po raz kolejny roztrząsały te same rozterki tudzież te same zachwyty jak to Gavin/Davy jest cudowny, wspaniały, kochający i tak dalej, i tak dalej. Trouble & the Wallflower porusza jednak kilka interesujących kwestii, dla których, być może, warto rzucić na książkę okiem. Tytułowy Kłopotek (Trouble) pochodzi z rodziny rozbitej – jego matka jest alkoholiczką, która nie bardzo poradziła sobie z faktem, że jest już dużą dziewczynką, pozwoliła synowi uciec do dziadka, który w sumie Gavina wychował, a w momencie rozpoczęcia książki jest w terminalnym stanie raka trzustki. Te wszystkie problemy rodzinne stają się jednym z istotniejszych wątków w książce – poradzenie sobie z traumą, z urazem, a w końcu z umieraniem. I to jest przedstawione naprawdę fajnie, tym wydarzeniom jestem w stanie uwierzyć. O problemach Davy’ego książka zapomina.

Podsumowując, Trouble & the Wallflower jest książką nierówną, w której bohaterowie nie bardzo mogą się zdecydować, jaką właściwie mają osobowość, czy którym dość przypadkowo przypomina się, że mają problemy i powinni dać temu wyraz. Romansowo, niestety, również nie zachwyca. Generalnie rzecz ujmując – nie polecam.

Okładka Trouble & the Wallflower

Okładka Trouble & the Wallflower

Dane książeczki:

  • Autor: Kade Boehme
  • Rok wydania: 2014
  • Wydawca: Dreamspinner Press
  • ISBN: 9781627984478

Skomentuj