Wszystko przez kota. „W porze kwitnących wiśni” Ikuty Mugi, recenzja mangi

Początki wydawnicze nie są łatwe – ani te, gdy rozpoczyna się działalność na rynku, ani te, gdy chcemy do swojej oferty dodać nowy rodzaj publikacji albo jakiś inny gatunek. Na przykład, gdy chcemy wzbogacić swój katalog również o boys’ love i skusić nieco inna grupę konsumencką, by przyszła zostawić u nas pieniążki. Tym razem to w Akumie postanowili zatrzepotać zalotnie rzęsami do fujoshi – ich pierwsza propozycja, W porze kwitnących wiśni Ikuty MUGI. A jeśli spojrzeć na ich dotychczasowy profil, moglibyśmy się spodziewać dość konkretnej treści.

Nasze oczekiwania nie zostały spełnione ani odrobinę – pierwszy wybór Akumy padł na naprawdę słabego przeciętniaczka, powielającego znany schemat fabularny w mało innowacyjny sposób, niezawierający jakoś fenomenalnie śmiałych scen seksu (chyba że brak cenzury penisów nam tu wystarczy) i nawet jakoś specjalnie nie narysowany. Taka bez najmniejszego polotu ta manga.

No, ale – o czym właściwie opowiada? Otóż Shou Umeya (przez kumpli zwany Ume), mieszkający samotnie towarzyski student, pewnego dnia znajduje uroczego czarnego kotka z białą skarpetką, którego przygarnia, by później poszukać jego właściciela. Maleństwo jest jednak tak rozkoszne, że zupełnie mięknie mu serce i w sumie to może przygarnąłby go już na zawsze. Dość szybko jednak do jego drzwi dzwoni Yoshiharu Sakuragaoka, chłopak, którego niedawno poszukiwał na campusie z polecenia profesora, jak się okazuje – jego sąsiad z dołu oraz „tatuś” Momose, jak nazywało się właściwie kociątko. Ume w ramach „znaleźnego” oraz niewsypania Sakuragaoki przed właścicielem, że ma zwierzaka, dostał carte blanche na wpraszanie się do sąsiada i zabawy z kotem. Nieśmiały oraz pesymistyczny nowy znajomy szybko zaczyna fascynować naszego głównego bohatera do tego stopnia, że woli spędzać czas z nimi, a nie ze swoimi dotychczasowymi kumplami od picia. Ich dynamika zmienia się, gdy Ume, podpity, całuje Sakurę (jak zaczął go nazywać) dla żartu. Jak to się dalej potoczy, nietrudno przewidzieć.

Czyli tak: mamy sąsiadów, jeden jest towarzysko obyty, drugi nie, fizyczne zbliżenia zaczynają się po pijaku i jakoś tak się dzieje, że się w sobie zakochują (niespodzianka!). Bez większego poszukiwania mogę wam palcem pokazać trzy bardzo podobne mangi: Mój sąsiad od hagi, Historia o niekończącym się nieszczęściu Chise Ogawy albo niewydane u nas Tadareta koiniwa itashimasen! (I’m Looking for Serious Love!) Shoko Rakuty. U Mugi po prostu w roli „szczęśliwego zbiegu okoliczności” albo „Amora” pojawia się kot (trochę jak w Konbini-kun od Junko). Cała reszta – niezwykle wręcz podobna. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie ma niczego w złego w wykorzystywaniu schematycznych rozwiązań – romansowe fabuły robią to nagminnie, ponieważ to, co nam znane, generalnie bardziej lubimy, a poza tym sięgając po romans, mamy dość konkretne oczekiwania co do jego zawartości. Problem pojawia się wówczas, gdy finałowa historia właściwie w żaden istotny sposób od niego nie odbiega. Zmiana imion, nazwisk, miasta to trochę za mało, aby manga nas zachwyciła, porwała, czy została z nami na dłużej niż kilka dni.

Sam przebieg romansu między Ume a Sakurą też jakoś specjalnie nie porywa – właściwie nie do końca nawet wiemy, co takiego sprawiło, że obaj się w sobie zakochali. Fakt, że Umeya nie spotkał na swojej drodze (albo raczej nie zauważył) tak nieśmiałych osób o ciekawych reakcjach to po prostu wygodna fraza-klucz dla mangaki, niewymagająca od niej jakiegoś większego grzebania w motywacjach. W przypadku Sakury jest jeszcze gorzej – chłopak dochodzi do wniosku, że się zakochał po tym, jak Ume go o to zapytał, sam wcześniej chciał się wyłącznie zaprzyjaźnić i jakakolwiek bardziej pragnienie, że może jednak chciałby coś więcej, raczej nie przebiegło mu przez myśl, a przynajmniej mangaka nam tego w ogóle ani nie pokazała, ani nawet nie powiedziała. Więc jeśli na Sakurę myśl o tym, że się zakochał spadła jak grom z jasnego nieba – to na nas w zasadzie też. My się domyślamy, że pomiędzy nimi coś zapewne się rodzi, ale do wspomnianego pytania (nie deklaracji uczucia, zwróćcie uwagę), to właściwie opieramy swoje domysły wyłącznie na fakcie, że czytamy romans, nie zaś na treści.

Trudno mi cokolwiek więcej napisać o W porze kwitnących wiśni – to po prostu bardzo przeciętna, mało oryginalna manga. Można ją przeczytać, ponieważ nie powinna nas niczym zbytnio zdenerwować czy zniesmaczyć, odłożyć i, zapewne, szybko zapomnieć. Niekoniecznie również będziemy chcieli do niej wrócić, chyba że po to, aby sprawdzić, o czym właściwie była. To niezbyt udany debiut Akumy, jeśli chodzi o boys’ love, nie gdy na rynku mamy już sporo bardziej interesujących, zróżnicowanych, dobrze opowiedzianych albo chociaż narysowanych tytułów.


Metryczka

  • Liczba tomów: 1
  • Wydawca polski: Akuma
  • Data wydania polskiego: 02.2023
  • Tytuł japoński: 梅谷くんの春 (Umeya-kun no haru)
  • Wydawca oryginalny: Core Magazine (Drap)
  • Data wydania japońskiego: 2017
  • Demografia: josei
  • Gatunek: boys’ love (yaoi)

A teraz przerywnik wydawniczy

I słowem zakończenia – przyjrzymy się wydawcy, Core Magazine, w którego czasopiśmie „drap” wydano W porze kwitnących wiśni, ponieważ taki skok w bok będzie wart tej chwili.

Core Magazine zajmuje się przede wszystkim publikacją treści dla dorosłych, czyli jeśli szukacie pornografii, to oni wam ją zapewnią – w pewnym momencie byli wręcz liderem na rynku (w 2009 roku wydawali 76 różnych ero-tytułów). Jeśli akurat ktoś nie wytoczył im procesu. Firmę założono w 1985 roku, prowadziła nawet swoją sieć księgarni, Core Books.

  • W czerwcu 2002 roku na przykład złożono pozew przeciwko jednemu z magazynów wydawcy, „Bubka” za naruszenie dóbr osobistych członkiń grupy Morning Musume – na łamach czasopisma opublikowano bez zgody kilka zdjęć idolek z ich dzieciństwa. Firma zapłaciła karę w wysokości 8 960 000 yenów.
  • W 2006 roku aresztowano redaktora naczelnego pisma pod zarzutem rozprowadzania dziecięcej pornografii na łamach tego samego czasopisma, „Bubka”. Był pierwszą osobą aresztowaną z litery nowego, obowiązującego w Japonii prawa, zabraniającego publikacji tego typu treści. A sam magazyn opisywano jako ekscentryczną mieszankę antysemityzmu, seksualnych fantazji, w tym przedstawiania młodych dziewcząt w szkolnych mundurkach, oraz kanibalizmu (pod koniec lat 90. swoją kolumnę prowadził tam Issei Sagawa, który w Paryżu dopuścił się takiej zbrodni i wylądował na leczeniu w japońskim szpitalu psychiatrycznym).
  • W 2007 o zniesławienie pozwała wydawcę Aoko Tanaka, spikerka i producentka Asahi TV.
  • W 2013 redaktor naczelny oraz dwoje pracowników zostało aresztowanych za puszczenie do druku mangi ukazującej po części nieocenzurowane rzeczy w „Comic Megastore” i „Nyan 2 Club”, które powinny mieć paseczki, pikselki albo inne znane nam sposoby nieskutecznego chowania części intymnych fikcyjnych bohaterów. Przyznali się do winy i przeprosili, a czasopisma zawieszono.

Więcej: Mark Schreiber, Barking Dogs: All the Hype Unfit to Print, „The Asia-Pacific Journal: Japan Focus”, vol. 10, no. 54, issue 195 [21.12.2023]. Tekst dotyczy wprawdzie fetuszu lizania sobie oczu, a fragmenty o „Bubce” dostajemy jako kontekst.

Skomentuj